Ostatnio trochę ponarzekaliśmy,
dlatego dziś – dla równowagi – pean pochwalny na cześć pewnej
cukiernio – kawiarnio – piekarni, z którą jest niestety jeden,
poważny problem. Nie znajduje się ona w Polsce. Szkoda!
No dobrze, ale w sumie ma to również
pewne plusy. Po pierwsze – nie jesteśmy w stanie jej często
odwiedzać, więc nie przytyjemy tak prędko. Po drugie – nie
jesteśmy w stanie jej często odwiedzać, więc nam się nie znudzi.
A jak tylko znajdziemy się kiedyś w Wilnie, to natychmiast tam
pognamy!
Pinavija Cafe & Bakery była
pierwszym miejscem, jakie odwiedziliśmy po przyjeździe do Wilna.
Przez ponad godzinę kręciliśmy się jeszcze po sennym o poranku
mieście, w oczekiwaniu na otwarcie. Byliśmy ciekawi,
zniecierpliwieni i troszkę głodni (to ostatnie tyczy się bardziej
mnie – przyp. Jul.);). Co ciekawe, kiedy Pani otworzyła cukiernię,
natychmiast weszło kilka osób, które chyba również czekały już
kilka minut, aż Pinavija otworzy swe podwoje.
W środku, naszą uwagę natychmiast
przyciągnęły Kibiny (ceny od 4 do 6 Lt) - pieczone pierożki
z rozmaitymi kombinacjami nadzienia. Ledwo
zdążyliśmy przeczytać, co znajduje się w tych ustawionych za ladą a już przychodziły
następne. Wszystkie cieplutkie i pachnące. Ja zdecydowałem się na
wytrawną ich odmianę - kibin z kozim serem i szpinakiem. A. poprzestała na
kawie (pyszne cappuccino!).
Moja bułeczka długo na stoliku nie
postała. Doskonałe połączenie chrupiącego ciasta z soczystym nadzieniem.
To ostatnie było wyśmienite, wspaniale współgrało ze słonawym
ciastem. Nie było go za dużo, co w przypadku słodkiego wkładu
uważałbym za minus. Tutaj było odwrotnie – nadzienie nie
przytłaczało, nie było ciężkie, było go tyle ile potrzeba. Ser
kozi uwielbiam, a szpinak w potrawach coraz bardziej mi smakuje, tak
więc to musiało być pyszne!
Oczywiście nie poprzestałem na jednym
pierożku (będziemy używać tego określenia zamiennie
z bułeczką
- oba pasują;)) i zamówiłem jeszcze jednego. Tym razem na słodko - kibin z serem
i gruszką. Ech, sam nie wiem, który był lepszy... . W tym
przypadku smak był bardziej klasyczny, przypominał serowe nadzienie
naleśników. Przypominał, gdyż ta gruszka kierowała chwilami moje
skojarzenia w innym, nieznanym mi dotąd kierunku. W połączeniu z
ciepłym i świeżym ciastem bułeczka wprost rozpływała się w
ustach. Pycha!
Wychodząc z kawiarni Pinavija, byliśmy
pewni, że jeszcze tam wrócimy. I wróciliśmy! Następnego dnia, a
wtedy....
… wtedy zjadłem najlepszy sernik w
moim życiu! Jestem miłośnikiem serników, jadłem ich w życiu
wiele, ale spokojnie mogę powiedzieć, że ten był zdecydowanie
najlepszy! Co ciekawe był na zimno (bez pieczenia). Jego smak
zdradzał wysoką jakość sera, z jakiego został zrobiony. Był
słodki
(chwilami z lekką nutką kwaskowatości) i delikatny a w jego serowej
masie znajdowały się kawałki suszonych owoców i – tak mi się
wydaje – pokruszone herbatniki. Ten zapach, ten smak.... wart jest
naprawdę wiele! Jeśli uwielbiacie serniki i będziecie w Pinavij, zachęcam do kupna
całego bloku
(a co tam!, starczy dla Was i najbliższych łasuchów, czekających na upominek:)). Ja zjadłem tylko jeden kawałeczek, czego
żałuje, ale to zaostrzyło tylko mój apetyt na tyle, że jeśli
będę jeszcze kiedyś w Wilnie, to od razu skieruję się na ulicę
Vilniaus. Jeśli ktoś z Was czytających się tam wybiera, to dajcie
znać;).
Na tych co nie przepadają za sernikami czeka do wyboru masa innych, znakomicie wyglądających ciast (ceny od 6 Lt / 100g.), które się zmieniają z dnia na dzień.
Niestety, tylko ja cieszyłem się
wyśmienitymi smakami z piekarenki Pinavija, gdyż A. dzielnie
trzymała dietę, wolną od słodkości. Nadrobimy to innym razem!;)
Smacznego!
A i Jul (nienajedzeni)
W opisie stosowaliśmy zamiennie
określenia: piekarnia, cukiernia i kawiarnia w stosunku do Pinaviji,
gdyż każdym z tych miejsc Pinavija po trosze jest.
------------------------------
PINAVIJA Cafe & Bakery
ul. Vilniaus 21
WILNO, LITWA
-----------------------------