czwartek, 12 września 2013

Barbados nad Bałtykiem? Hmmm.....


                Na początek całkowicie-niezwiązany-z-wpisem żart:


Kubuś Puchatek i Kłapouchy siedzą przy ognisku i jedzą szaszłyki. W pewnym momencie Kłapouchemu zebrało się na zwierzenia:
- Wiesz Kubusiu... ja to właściwie nie lubię Prosiaczka – zagaduje Kłapouchy
- To nie jedz.. . odpowiada Puchatek 

:)  A teraz już do sedna…
__________________________________________________

Ciąg dalszy pomorskich smaków. Przy okazji jednej z poprzednich relacji, zdradziłem nasz jedzeniowy plan minimum jaki mieliśmy z A. podczas pobytu nad morzem. Przewidywał on rybkę i zupę rybną. To wszystko udało nam się zjeść i opisać już za poprzednim razem, także mogliśmy zacząć próbować innych rzeczy. Fakt, temat ryb nie został wyczerpany do końca i w dzisiejszym wpisie powraca za sprawą zupy rybnej (czyżby?), ale o tym za chwilę.


Restauracja Barbados mieści się praktycznie naprzeciwko Głównego Dworca PKP w Gdańsku. Po przejściu podziemiami, wygłodniali turyści trafiają właśnie na to miejsce. Lokalizacja jest więc bardzo dobra. A Jak u nich z jedzeniem? My wypróbowaliśmy następujące dania:

  • zupa/krem imbirowo - marchewkowy / 7.50
  • zupa rybna / 5
  • pierś z kurczaka na szpinaku z sosem z lazura / 19.5
  • spaghetti z pomidorami Pelati z kurczakiem, cukinią i oliwkami / 19.5

Krem imbirowo - marchewkowy był delikatny z wyraźnym (może nawet nazbyt wyraźnym) posmakiem imbiru. Słodkawy z dodatkiem prażonych migdałów i pestek dyni. Jak ktoś ma ochotę na coś lekkiego, wyraźnego w smaku to śmiało może sobie taką zupkę zamówić. 



Naszym zdaniem to całkiem dobra pozycja, która jednak w dużej ilości, przez swoją jednostajność smakową robi się nieco mdła. Było poprawnie, chociaż spodziewaliśmy się czegoś bardziej wykwintnego.


Zupa rybna była chyba najmniej udanym daniem, jakie zjedliśmy w Barbadosie. Warto odnotować fakt, że była ona polecana jako zupa dnia, co może nam nieco wyjaśnić jej słabą formę (przecież jakiejś zjawiskowo dobrej i bogatej w ryby zupy nie serwowanoby za 5 złotych, prawda?;)). Właściwie z rybą nie miała ona nic wspólnego. Smakiem nawiązywała raczej do warzyw, koperku, będąc przy tym bardzo słoną. Ryba miała być zawarta w specjalnej wkładce w postaci takich (o takich! ----> O), niedużych klopsików. Powiedzmy sobie szczerze, ryby musiało być tam niewiele.



Dostaliśmy co prawda zapewnienie, że rybka została zmielona i uformowana w te kulki (----> O ), jednak mnie to się bardziej kojarzyło w namoczoną bułką z dodatkiem jakiegoś mięsa. Zupa co prawda była w specjalnej cenie, jednak wolelibyśmy zjeść zamiast niej coś innego, nawet droższego o te kilka złotych, ale przede wszystkim - lepszego!

Przyjrzyjmy się daniom głównym. Pierś z kurczaka poprawna, dobrze doprawiona i soczysta, a to jest w przypadku tego mięsa najważniejsze. Zresztą, aby zepsuć kurczaka, trzeba by się chyba specjalnie postarać (najłatwiej można go przesuszyć), także to jest zawsze takie najbezpieczniejsze danie. Niestety, ciągle też w naszym kraju najpopularniejsze. Sos, stworzony na bazie lazura (sera, jakby ktoś coś....;)) był bardzo smaczny. Znamy już dobrze ten smak i bardzo lubimy! Szpinak dobry, chociaż w mojej ocenie mógł być bardziej doprawiony. A. jednak nie narzekała, a to było bardziej jej danie;). Ba, lazurowy sosik jadła potrząsając uszami;)



Największy zarzut mieliśmy jednak do ziemniaków. Przyznam, że chyba jeszcze nie zetknąłem się 
z czymś takim, aby ziemniaki były tak strasznie gumowate i wysuszone. Widocznie musiały leżeć długo w wodzie, zanim zostały podane, tylko pytanie dlaczego? Co jak co, ale ugotować ziemniaki na czas to chyba nie problem, prawda?



Moje spaghetti z opisu w karcie dań wyglądało smakowicie i niestandardowo, jednak kiedy go spróbowałem - czar prysł. Smak nie oddalał się za bardzo od tradycyjnego bolognese, za którym średnio przepadam. Szkoda. Popracowałbym na makaronami, gdyż dobrych a co najważniejsze - ciekawych makaronów w restauracjach nigdy za wiele. Oczywiście, jeśli ktoś lubi bolognese to spokojnie może zamawiać, pewnie mu posmakuje.



Deseru nie braliśmy, gdyż mimo wszystko się najedliśmy. No dobra, w drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Fajne Baby!;).


Reasumując, do Barbadosu zajrzeć można. W menu było jeszcze kilka pozycji, jakich chcieliśmy spróbować, jednak biorąc pod uwagę tylko to, co znalazło się na naszym stole, szału nie ma. Bywa smacznie (pierś z kurczaka ze szpinakiem + sos z lazura!), poprawnie (spaghetti z pomidorami Pelati, krem imbirowo - marchewkowy)) ale też nijako (zupa rybna) a czasem wręcz źle (ziemniaki!). W Gdańsku konkurencja duża, także lepiej dopracować wychodzące z kuchni dania.


A! Jeszcze jedna, ważna informacja. Barbados to również (a może przede wszystkim) mini browar, z ważonymi na miejscu piwami. Niestety, żadne z nas ich nie próbowało, dlatego nic więcej o tym nie napiszemy. Trzeba wypróbować samemu!

Smacznego!

A i Jul (nienajedzeni)


------------------
BARBADOS
ul. Karmelicka 1
GDAŃSK, POLSKA
------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miejsce na Twoje odczucia:)