piątek, 29 marca 2013

W poszukiwaniu burgera idealnego (część I).


                To było bardzo ambitne zadanie. Trzech głodnych facetów (A. tym razem postanowiła odpuścić, dając przyzwolenie do odbycia typowo męskiej wycieczki;)), pięć miejsc do odwiedzenia 
i chęć spróbowania jak najwięcej. Niestety do wszystkich miejsc nie udało się dotrzeć, co nas jednak bardzo nie zmartwiło, gdyż jest pretekst do następnego, konsumpcyjnego wyjazdu do stolicy.

Przejdźmy do konkretów. Pierwszym naszym przystankiem był lokal Boca Burgers. Zachęceni dobrymi recenzjami tego przybytku oraz ciekawymi kompozycjami burgerów, zameldowaliśmy się tam zaraz po naszym przyjeździe do Warszawy. Boce towarzyszyły więc wielkie oczekiwania (celowo nie przejedliśmy się podczas śniadania;)). Z wielkimi apetytami oczekiwaliśmy na nasze pierwsze tego dnia zamówienia. Oto one:

  • Boca BBQ Becon (wołowina, bekon, ser, sałata, pomidor, grillowana cebula, sos BBQ) w zestawie z frytkami i colesławem / 24
  • Boca Blue Cheese (wołowina, ser pleśniowy, ogórek zielony, sałata, pomidor) 
    w zestawie z frytkami i colesławem / 24   

Burger z serem pleśniowym, na którego zdecydowało się dwóch z nas, był bardzo ciekawy. Wszystkie składniki w środku świeże, bułka smaczna, niezapychająca a mięsko dobre, choć nieco za mocno wysmażone (pomimo tego, że Pani za ladą pytała się o stopień wysmażenia i na pewno usłyszała moją odpowiedź: średnio). Podobnie było u moich kolegów, także tu należy się minusik.


Całościowo burger był dobry a główny dodatek, jakim był ser pleśniowy, był niezwykle trafiony, jednak nie była to kanapka idealna. Przede wszystkim brak sosu sprawiał, że całość prezentowała się nieco zbyt sucho. Wysmażone mięsko (choć kolejny raz podkreślę, że było ono dobre) w tym aspekcie nie pomogło, a jego smak chwilami przebijały nawet warzywa. Zabrakło soczystości, po prostu.


Burger BBQ, z którym rozprawiał się R, prezentował się już lepiej. Sos był dobry i co najważniejsze nadał burgerowi soczystości. No i ten bekon... grillowany boczek to chyba najlepszy dodatek obok sera (kotlet wołowy biorę za podstawę:)), jaki może się w burgerze znaleźć. I świetnie współgra smakowo z sosem barbecue. Jednak i w tym przypadku zabrakło trochę do ideału. Tu największe zastrzeżenia były do mięska, które mogłoby być lepiej doprawione, mniej wysmażone i być... większe;). 



Burger BBQ z perspektywy R: na początku lekko się zasmuciłem, ponieważ liczyłem na kotleta większych rozmiarów. Ale całość wyglądała apetycznie i rzeczywiście taka była. Smak podkręcał rewelacyjny sos BBQ, wszystko podczas jedzenia wypływało na talerz, palce miałem umazane - po prostu pysznie. Bułka była niezła. Burger był w zestawie, więc miałem jeszcze frytki - fajne, grube, smaczne i surówkę. Ogólnie byłem zadowolony.


Chociaż mieliśmy siły i ochotę na więcej, to pozostaliśmy przy jednym burgerze na osobę, gdyż czekały na nas następne miejsca.

Po krótkim spacerze i obowiązkowej przerwie na sport (robi wrażenie ten Narodowy;)), dotarliśmy na Stację Balon, gdzie znajduje się Soul Food Bus, mobilna burgerownia na kółkach. Dotarcie tam sprawiło trochę trudności, jednak byliśmy głodni 
i zdeterminowani. Trzy osoby, trzy zamówienia:

  • Burger Biggie (250g wołowiny, ser, bekon, sałata, pomidor, czerwona cebula) / 18
  • Snoop Dogg (ser, bekon, karmelizowana cebula, grillowane pieczarki, 
    parówka) / 12
  • Quesadillas Ham Cheese (szynka, mozzarella, sałata, pomidor, czerwona 
    cebula) / 11

Najbardziej konkretny i najlepszy był Biggie, no ale co się dziwić, ćwierć kilo mięsa obłożonego bekonem robi swoje. Wołowina dobrze doprawiona, pieprzna a całość smaczna. W SFB jest możliwość wyboru pieczywa do burgera i R skorzystał z takiej okazji, wybierając do Biggiego ciemną bułę (raczej popularna, do kupienia w większości piekarni i większych sklepach). I moim zdaniem to był błąd, gdyż to pieczywo psuło nieco smak całości. Lubię ciemne bułki z rożnego rodzaju ziarnami, jednak w burgerze mi jakoś one nie pasują . Najlepszy był kawał mięsa, którego gramatury użylibyśmy do burgera idealnego (o czym na koniec, w drugiej części).



Tak spotkanie z 'ćwierćkilowcem' w bułce wspomina R: Sam kotlet był ogromny - prawdziwa dawka mięsa dla prawdziwego faceta. Sama przyjemność wgryzać się w taką warstwę mięsa. Później było trochę gorzej. Ilość bekonu nie była powalająca w stosunku do tego, co widziałem na zdjęciach  
i filmikach polecających to miejsce. Sos BBQ też nie powalił i nie było efektu wylatywania wszystkiego z bułki. Plusem było to, że można było wybrać rodzaj pieczywa: ciemne lub jasne, ja wybrałem ciemne. Bułka była w porządku.


Moja quesadilla (co mnie podkusiło? Dlaczego nie burger?) była nijaka. Strasznie rozwodniona przez pozbawione aromatu pomidory, mdła w smaku a szynką była zwykła konserwowa. Nie uratował jej równie mdły i mało wyrazisty sos. Za dużo warzyw i za mało konkretów. Raczej nie polecam.


Na koniec najbardziej kontrowersyjna z zamówionych przez nas pozycji- hot dog, o ciekawej nazwie Snoop Dogg. Jego siłą miały być plastry grillowanego boczku, co rzadko można spotkać w tego typu jedzeniu oraz pieczarki. Jako iż zamówienie na Snoop Dogga złożył K, to jemu właśnie oddam głos 
w tej sprawie.

Jak to powiedział niedawno ładnie Jul: szkoda życia na hot dogi, jedzmy burgery! Niestety jakiś zły demon mnie podkusił i odwiedzając Soul Food Bus-a, zamówiłem hot doga o wdzięcznej nazwie "Snoop Dogg" (wolałbym Wiz Khalifa, choć po nim mogłaby mnie złapać gastrofaza... mniejsza 
z tym). Podkusił mnie demon oraz filmik znaleziony na YouTube od innego blogera żywieniowego - hot dog od chłopaków z busa wyglądał naprawdę ciekawie. 
Niestety rzeczywistość i klient z ulicy (a ten jest przecież najważniejszy!) zweryfikowały pana Snopp'a. Bułka nie hot dogowa lecz zwykła, podłużna - przyjmijmy, że to plus. Dalej już tylko gorzej. W środku bułki: parówka przecięta na dwie połówki, trochę pieczarek, a z wysmażonej góry bekonu znalazłem kilka skrawków przy pomocy lupy. To ma być ten rewelacyjny hot dog? No sorry...


Poza tym - to moje dziwne widzimisię, ale nie lubię robienia z jednej parówki dwóch, krojąc ją na pół. To tak, jakby pokazać, że do bułki należałoby wsadzić dwie dla pełni smaku, ale dzieląc jedną na pół, nikt się nie zorientuje ;)
Odwiedzając SFB, sugerowałbym skupić się na burgerach - kolega wziął Biggiego - 250g wołowiny 
z dodatkami i wyglądało to super. Hot dog w Soul Food Bus okazał się być... bez duszy.

Ja tylko dodam , że sam smak hot doga ciekawy (poprawny), bo i dodatki w postaci wspominanego wielokrotnie bekonu i pieczarek nietypowe, jednak z pewnością, Snoop nie był i dla naszej pozostałej dwójki czymś wyjątkowym.

W tym miejscu kończymy opis jedzenia z Soul Food Busa oraz I część wpisu o odwiedzonych przez nas, warszawskich burgerowniach. Zapraszamy na część II, już w niedzielę. W sam raz na wielkanocne śniadanko:).

Smacznego!

---------------------
BOCA BURGERS
ul. Oboźna 9
WARSZAWA, POLSKA
---------------------

---------------------
SOUL FOOD BUS
Stacja Balon, Wybrzeże Szczecińskie
WARSZAWA, POLSKA
---------------------

K, R i Jul.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miejsce na Twoje odczucia:)