piątek, 30 sierpnia 2013

Ryby! Świeże ryby! Smażone i w zupie... . R y b y !


                   Czas na Pomorze a dokładniej Gdańsk. W tym mieście nie trudno znaleźć miejsce na posiłek. Oczywiście, jak to w mieście turystycznym bywa, restauracji jest dużo i nie każda jest godna uwagi. Najlepiej spróbować się dowiedzieć, gdzie warto pójść. My tak zrobiliśmy. Stworzyliśmy listę kilku wybranych wcześniej lokali, ale.... nie skorzystaliśmy z niej ;). Podeszliśmy do sprawy spontanicznie i trafiliśmy do Tawerny Dominikańskiej. Przechodząc obok tej restauracji, rozpoznaliśmy w niej uczestnika jednego z odcinków pewnego programu kulinarnego, prowadzonego przez znaną polską restauratorkę. Nie pamiętaliśmy nawet, czy rewolucja przeprowadzona w Tawernie się udała, czy nie. Chcieliśmy to sprawdzić sami.

Chwila czekania (wakacje, tłumy turystów) i otrzymaliśmy od sympatycznej dziewczyny menu. Po kilkunastu następnych minutach ustaliliśmy już, co zamawiamy:


  • Pikantna zupa rybna / 13
  • Chrusty śledziowe smażone na smalcu / 20
  • Sałatka Cezar z sosem anchois / 23


Planem A. podczas pobytu na Pomorzu, było zjedzenie dobrej rybki. Wybór padł na smażone śledzie, gdyż ciągle jest to jeszcze coś rzadko spotykanego (lubimy kulinarne wyzwania. No, może poza kilkoma przykładami z dalekiego wschodu - oczy, jądra, woreczki żółciowe, szpiki. I jeszcze może poza żywymi owadami. I świeżą, zwierzęcą krwią....;)). Tak, proszę Państwa, śledzie można smażyć! Jak to smakuje? Bardzo dobrze. Co prawda w takim śledziowym chruście nie uświadczycie soczystego, delikatnego mięska, ale smaku smażonej rybki już tak. I to sporo.




W Bułgarii bardzo popularne są Caca - małe, smażone na głębokim oleju rybki, które świetnie sprawdzają się jako przekąska np. do piwa. My, nad Bałtykiem mamy smażone śledzie. W smaku podobne, ale również pasujące na danie obiadowe. Do rybki zamówiliśmy pieczone ziemniaczki (nic szczególnego).

Co ważne, nie było żadnej ściemy i smażenia śledzi w basenie z przestarzałym olejem, co nad morzem ponoć jet częsta praktyką. Miał być smalec i zapewne był, gdyż rybki pachniały rybkami, nie litrami spalonego tłuszczu.


Jeśli morze i ryby to musi być również zupa rybna! Ta, która jedliśmy była smaczna. Przyznam, że 
w tej materii nie mamy zbyt wielkiego doświadczenia. A. jadła niewiele zup rybnych w swoim życiu (najlepsza na Węgrzech), ja chyba jeszcze mniej (faworyt - zupa wujka B.). I z tymi konkretnymi pozycjami porównywaliśmy tą konkretną zupę. I.....? 




Powiem szczerze, że mnie smakowała jak zupa meksykańska, którą zresztą uwielbiam. Była słonawa, mało ostra (chociaż figurowała jako pikantna), z dużą ilością papryki. A przecież mnie wszystko wydaje się za ostre – pamiętacie? Rybę również było czuć, jednak smak bardziej wędrował w stronę wspomnianej zupy meksykańskiej czy gulaszu (zasługa warzyw). Ogólnie jednak zupka na plus.


Ostatnią pozycją przez nas konsumowaną było coś zupełnie innego - sałatka. No powiedzmy sobie szczerze, zbyt wielu sałatek to na tym blogu nie opisywaliśmy. Akurat tak się złożyło, że naszła mnie ochota na coś lżejszego i wybrałem sobie właśnie sałatkę Cesara. 


Kurczak był soczysty, warzywa świeże a dressing świetnie się z tym wszystkim komponował. Bardzo lubię, jak w sałatce jest dużo sosu, nie wystarcza mi soczystość samych warzyw. Musi być mokro! Tutaj dressingu, na bazie kefiru czy jogurtu miałem wystarczająco dużo.



Ach, koniecznie spróbujcie czekadełka, czyli masła stworzonego na bazie śledzia (masełko śledziowe?), podawanego z pieczywem. Warto!


Posiłki nad morzem, w tak malowniczym miejscu, jak Gdański Targ Rybny (promenada, nie hala handlowa z dziesiątkami rybaków;)) mają to do siebie, że atmosfera wpływa na nas bardziej optymistycznie i jedzenie lepiej nam smakuje. Dlatego pomimo kilku niedociągnięć, obiad 
w Tawernie Dominikańskiej uważamy za udany i polecamy wybrać się do tej zrewolucjonizowanej restauracji.

Smacznego!

A i Jul (nienajedzeni)





-------------------
TAWERNA DOMINIKAŃSKA
ul. Targ Rybny 9
GDAŃSK, POLSKA
-----------------------

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Mała Italia w świętym mieście.


                       W ubiegły poniedziałek byliśmy na południu Polski, dokładnie na Śląsku. Plan był następujący - odwiedzić włoską pizzerię Len Arte w Katowicach, na słynnej ulicy Mariackiej. Niestety, podobnie jak w poprzednim roku nie udało nam się tego planu zrealizować. Restauracja ta jest bowiem w poniedziałki nieczynna, czego się w zasadzie spodziewaliśmy, no ale należało to sprawdzić. Trudno, nie zjemy włoskiej pizzy w Katowicach, zjemy ją gdzie indziej. A. za pomocą internetu znalazła nam inne miejsce naszego włoskiego posiłku. Tak dotarliśmy do Częstochowy, gdzie w bramie przy jeszcze słynniejszych Alejach N.M.P. mieści się La Vita Da Re. Szczegóły poniżej.

Nie będziemy oceniać wystroju, gdyż usiedliśmy na zewnątrz, w ogródku. W jakże przyjemnym cieniu zastanowiliśmy się kilka minut i zamówiliśmy następujące pozycje:

  • Babeczka ze szpinakiem
  • Babeczka z mięsem
  • Agli Spinaci (pomidory pelati, szpinak, łosoś wędzony, gorgonzola)
  • Con Pomodori Secchi (pomidory pelati, mozzarella, ricotta, Grana Padano, suszone pomidory)

Na początku do naszego stolika dotarły babeczki. Fajna przekąska, aczkolwiek szybko znika. Dwa ugryzienia i już babeczek nie było. Ta ze szpinakiem była minimalnie lepsza od tej z mięsem. No, na pewno szybciej zniknęła;).
A. miała zastrzeżenia do samego ciasta, które w smaku było raczej mdłe. Dało się również wyczuć, że nie było ono robione na miejscu. Szkoda.


Wreszcie danie główne. Pizza. Włoska pizza – to widać od razu. Cienkie, chrupiące ciasto, dodatki (z tych bardziej wyszukanych) nie przykrywają całego placka. Do tego oczywiście oliwy (zwykła 
i paprykowa). Pierwsze kęsy potwierdzają, typowy smak dla tego typu pizzy. Pomidory pelati nadają ten specyficzny słodko – kwaśny posmak, który nijak ma się do bezsmakowych, wodnistych koncentratów tak chętnie pakowanych na spody w „polskich” wersjach pizzy. Ciasto, jak już wspominałem, chrupiące, delikatne w smaku. To ważne, ponieważ to dodatki powinny „robić robotę”, jeśli chodzi o smak.



Oczywiście, jak to u nas, A. bardziej przypadła do gustu jej połowa (w dużej mierze przez jej ulubione suszone pomidory), mnie natomiast ta ze szpinakiem. To zielone, niezbyt dobrze kojarzące się wszystkim warzywo, coraz bardziej mnie przekonuje. Wychodzą z nim naprawdę ciekawe potrawy! Do tego delikatny smak łososia (A. była mile zaskoczona, gdyż spodziewała się, że ryba będzie sucha) + wyraźna gorgonzola i mamy ciekawe połączenie smaków.


Suszone pomidory to jedno, ale te wszystkie rodzaje serów wypadły naprawdę przekonująco.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden fakt. Porcje są stanowczo za małe;). Co prawda rozmiar pizzy był w karcie podany, jednak widocznie nie użyliśmy wyobraźni. Jeśli ktoś pójdzie do La Vita Da Re głodny, to proponujemy wziąć jedną, dużą pizzę na osobę:).

Podsumowując, to była już nasza trzecia włoska pizzeria, którą odwiedziliśmy. Do tej pory żadna nas nie zawiodła, raczej obie zachwyciły. La Vita Da Re dzielnie się do tej dwójki  zbliża i potwierdza tylko nasze zdanie, że prawdziwe, włoskie pizze są po prostu najlepsze!

Smacznego!

A i Jul (nienajedzeni)

---------------------------
LA VITA DA RE
Aleja Najświętszej Maryi Panny 35/17
CZĘSTOCHOWA, POLSKA
--------------------------