niedziela, 7 lipca 2013

Burgertrip 2 cd.

                 Ciąg dalszy naszej burgerowej wyprawy do stolicy. Dojechawszy do Warszawy, pierwsze kroki skierowaliśmy na ulicę Złotą, gdzie mieści się Barn Burger. Właściwie ja Barn Burgera odwiedziłem tego dnia dwa razy, najpierw z R, P i little W a potem jeszcze z M, która tyle dobrego usłyszała o tym miejscu, że nie mogła go ominąć. Gotowi na kolejną porcję burgerowych wyznań? Jeśli tak, to zapraszam do czytania:)

II. Barn Burger, czyli Nienajedzeni chcą świeżego mięska!

Zamówiliśmy:
  • Heart Attack (warzywa, burger 200g, podwójny bekon, podwójny ser, chipsy + sos BBQ, sos czosnkowy, colesław, fryty) / 26
  • Mr. Pacanova (warzywa. burger 200g, pieczarki, ser kozi, bekon, ser, rucola + sos BBQ, sos czosnkowy, colesłąw, fryty) / 26
  • Sex & Violence (warzywa, burger 200g, rucola, mascarpone ziołowe, bekon, ser + sos BBQ, sos czosnkowy, colesław, fryty) / 26   


M: Tym razem miejsce posiłku zdecydowanie bardziej przypominało... miejsce posiłku. Przyjemna, kolorowa knajpka wypełniona po brzegi. Menu kredą wypisane na ścianie, mój wybór: Sex & Violence - burger 200 gr, ser, bekon, rukola, colesław, fryty, ziołowe mascarpone, warzywa, sos czosnkowy, BBQ - na wynos. Klasycznej się nie dało;). Po 15 minutach otrzymałam pudełeczko z napisem SEX. SEX klasyczny...bez skojarzeń. "Zjem go w domu na spokojnie.." - mówiłam do siebie.

Lecz droga do metra okazała się wystarczająco za długa (M dołączyła do nas nieco później, więc Barn Burgera odwiedziła na sam koniec wyprawy - przyp. Jul.). W pociągu otworzyłam pudełeczko, zaaplikowałam sosy z przewagą BBQ i pierwszy gryz... wstyd się przyznać, biorąc pod uwagę moje warzywka, ziółka... ale SEX... był przepyszny. Pachnąca bułeczka plus idealnie skomponowane dodatki, zdecydowanie połechtały moje bezkonserwantowe podniebienie.


R: Na początek naszej wyprawy od razu bomba. Lokal dość duży jak na tego typu miejsca, posiadający niewielką antresolę. Spokojnie zmieściliśmy się tam z wózkiem dziecięcym przy dość dużym ruchu.
Wystrój super: ściany ozdobione krzykliwymi hasłami, komentarzami; jest lista rankingowa tutejszego konkursu jedzenia burgera na czas; na dole i na górze telewizory, no i przede wszystkim imponujące menu rozpisane na całej ścianie z niewyobrażalną ilością naszych ulubionych dań 
z wołowinką. Same nazwy powalają, np. Mamas, Papas, Dupas Bladas.
Ja miałem Heart Attack: wołowinka niezłych rozmiarów, podwójny ser, podwójny bekon, chipsy, warzywka, do tego super fryteczki, colesław i dwa sosy.


Jednym słowem – pycha! Naprawdę smaczne burgery. Kiedy Pani podała je do stolika, buzie same nam się uśmiechały (a może reagujemy tak już na każdego burgera?). Nawet mój synek, maluszek nie omieszkał dotknąć czegoś tak pięknego. Bardzo smaczna bułka, z wierzchu pachnąca bardzo słodko, ale już w całości pasująca idealnie. 


Bekon może troszeczkę za mocno spieczony jak dla mnie, ale jego ilość rekompensuje wszystko. Sosy widać, że przygotowane na miejscu, bardzo dobre. Kotlet duży, smaczny - mógłby być trochę wyraźniej przyprawiony.
Cały jednak pobyt w Barn Burgerze był bardzo udany. Wyszliśmy stamtąd najedzeni, zadowoleni, zaskoczeni, że na początek wyprawy od razu taki hit nam się trafił. Szkoda tylko, że P. nic nie mogła zjeść...


Cóż ja mogę do tego dodać? No, coś dodam;).
Przede wszystkim – pokłony za bułkę. Rozumiem, ze może ona budzić skrajne opinie, ale dla mnie ta pyszna, słodkawa bułka (do tego fajnie pachnie) jest idealna. Przynajmniej przy tych składnikach, które miałem w burgerze. Kompozycje, pomysły, smaki.... jest tego tyle, że każdy na pewno znajdzie coś odpowiedniego. 


Mój burger – Mr. Pacanova, z rukolą, bekonem, kozim serem i pieczarkami był bardzo, bardzo(!) dobry. Uwielbiam smak sera koziego, nie sposób go pomylić. W burgerze było go tyle ile potrzeba. Nie dominował, był jednym z wielu akcentów, które składają się na ten niepowtarzalny smak. Grillowany (mocno!) bekon – klasyka smaku. Nawet pieczarki, za którymi raczej nie przepadam 
w takich daniach, idealnie tam pasowały. No zachwyt nad Barn Burgerem i tyle. Wspominam do dzisiaj!


Słowo o wnętrzu – ciekawe, kolorowe, z amerykańskimi akcentami i z jajem (napisy na ścianach, na drzwiach do ubikacji). Drzwi duże, otwarte tak, że aż chce się wejść z ulicy do tego lokalu i bardzo się cieszę, że i my weszliśmy i spróbowaliśmy burgerów z Barn Burgera:).

Barn Burger stał się największym odkryciem tego wyjazdu. Zapewne, podczas kolejnej wycieczki udamy się tam (podobnie jak to było i teraz) już na samym początku. Warto się tam wybrać:).

Smacznego!

M, R i Jul (nienajedzeni)
Większość zdjęć: P

Następny w kolejce: Cheeseburger Slow Food + podsumowanie.

----------------------
BARN BURGER
ul. Złota 9
WARSZAWA, POLSKA
----------------------

4 komentarze:

  1. To ja jeszcze poprosze o recenzje z nowego lokalu w Łodzi - Byk Burger na struga (?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, będzie:). Na razie trochę odpoczniemy od burgerów, ale niezbyt długo;).

      Usuń
  2. za dużo słów zachwalających
    za mało opisujących.

    trochę lanie wody bez konkretów.
    ale czekam na dalsze recenzje.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słów zachwalających dużo, bo i jest co zachwalać! Trochę miejsc z burgerami już odwiedziliśmy i coraz trudniej nas zaskoczyć, a jednak Barn Burgerowi się to udało.
      Wpisy na blogu mają być trochę takim reportażem, w którym zawarty będzie nie tylko smak potraw ale też wszystko to, co dzieje się wokół danej wizyty (oczekiwania, atmosfera...). Postaramy się jednak jeszcze więcej pisać o samych daniach i ich walorach:) Pozdrawiamy!

      Usuń

Miejsce na Twoje odczucia:)