środa, 25 września 2013

Obiad domowy poza domem - U Ignaca.


              Można żywic się pizzą, sushi, kebabami, sałatkami, pastami, hamburgerami, owocami morza, itd., ale wcześniej czy później każdy zapragnie zjeść porządny, domowy obiad. Jedni zwrócą się do mamy, babci, żony, męża (...) i poproszą o swoje ulubione danie, może o jakiś konkretny smak z dzieciństwa. Inni, będący z dala od wyżej wymienionych, pewnych smakowo „instytucji”, zaczną wyjmować z szafek garnki i patelnie i sami spróbują przyrządzić swoją ulubioną potrawę. Pozostali – niemający takiego talentu kulinarnego – zaczną się natomiast rozglądać za odpowiednim miejscem na taki posiłek. Tu naprzeciw wychodzą właśnie wszelkie restauracje i bary, oferujące „obiady domowe”. Na ogół mają być one smaczne i sycące, jednak nie zawsze trafimy tak dobrze. 

Razem z A., pomimo tego, że na rodzinny obiad liczyć możemy, oraz że sami nie jesteśmy w kuchni lebiegami i potrafimy zrobić to 
i owo (no dobra – A. bardziej;)), postanowiliśmy z lokalu 
z obiadami skorzystać. Wybór padł na obiady domowe U Ignaca. Oto nasze zamówienie:

  • Sznycel z polędwicy z jajkiem (140g) w zestawie z ziemniakami i surówką / 16.50
  • Wątróbka wieprzowa (150g) z cebulką w zestawie z buraczkami / 11.50

Sznycel mnie nieco zawiódł. Owszem, nie był mały (chociaż widywałem więęększe;)), był dobrze doprawiony, a jajeczko ścięte, czyli tak jak być powinno i tak jak lubię, jednakże zabrakło temu mięsu (przede wszystkim) smaku. Ten – kiedy się już pojawiał – trącił nieco lodówką, więc chyba musiał tam trochę poleżeć (zapewne w jej górnej części – zamrażalce).
























Oprócz tego mój kawałek sznycla ostro się stawiał na talerzu. Na początku miałem niemałe trudności, aby go pokroić, taki był gumiasty i twardy. Co jak co, ale polędwica powinna być delikatna, prawda? No, przyznam, że gdyby nie jajko, to moje mięso w dużej części mogłoby zostać na talerzu, przez co byłbym mocno niezadowolony. Niedobrze, tym bardziej że podczas domowych obiadków człowiek powinien być radosny i odprężony. I ciężki, z przejedzenia – ale to się akurat praktycznie zgadzało (czyli się najedliśmy) ;).

Ziemniaczki były za to bardzo dobre, acz nieco już zimne, natomiast najlepsza na talerzu była zdecydowanie surówka z białej kapusty. Świeża, soczysta, po prostu smaczna.

























Wątróbka nie zachwyciła A. - była przeciętna. Bardzo lubimy wątróbkę i często robiliśmy ją sami, także smak dobrze zrobionej wątróbki nie jest nam obcy. Oprócz smaku uwagę A. zwróciła zbyt mało przysmażona cebulka (fakt, na zdjęciu wygląda jak kapusta;)). Również według mojej oceny, wątróbka nie była najlepsza. Brakowało jej delikatności i soczystości. Była zdecydowanie za sucha!
I na tym kończą się minusy talerza A., a co zostaje? Buraczki! Pyszne buraczki na ciepło.

























Podsumowując – obiad U Ignaca był nieco kontrowersyjny, bo niby zaspokoił głód ciekawymi zestawami, a z drugiej strony - najważniejsze ich elementy, czyli mięsa, były najsłabsze. Może to wina niezadowalającej jakości produktów, może ich przetrzymywania a może obróbki. Wątróbki i sznycla już tam raczej nie zamówimy, ale mamy szczerą ochotę jeszcze coś z tej karty wypróbować. Może się odmieni..., kto wie?


Smacznego!

A i Jul (nienajedzeni)


---------------
U IGNACA
ul. Pojezierska 2
ŁÓDŹ, POLSKA
---------------

P.S.: Wpisy dotyczące restauracji i barów specjalizujących się w obiadach domowych, będą  pojawiać się cyklicznie, pod wspólnym tytułem. Niebawem następne miejsca!

czwartek, 19 września 2013

Gdynia stolicą ciepłego pączka? Ojj TAK!

                 Dzisiaj znów będzie słodko! Co prawda, Tłusty Czwartek jeszcze przed nami (albo patrząc na rok kalendarzowy – za nami), ale kto powiedział, że nie można sobie zrobić pączkowej uczty 
w sierpniu czy wrześniu? Co tam! Nawet i w październiku można zaszaleć, wszak trzeba mieć jakieś pokłady tłuszczyku na srogie mrozy, które zaskoczą nas już niebawem;).


A. miała jedno, słodkie wspomnienie z poprzedniego pobytu na Pomorzu. Zapamiętała pączki 
 z Gdyni, podawane na ciepło. Jak o nich usłyszałem, od razu zapragnąłem ich spróbować;). Wycieczka do Gdyni była dobrą okazją do odnalezienia tych specjałów. Swoją drogą, ciepły pączek 
z różnymi nadzieniami to dobry produkt, który z powodzeniem mógłby promować Gdynię. Wiadomo, jest kilka nierozłącznych z danym regionem produktów, które rozsławiają nazwę miasta. Będąc 
w Krakowie, jemy obwarzanki. W Poznaniu – rogaliki świętomarcińskie (o jednych musimy kiedyś koniecznie napisać!). Od teraz, dla 'nienajedzonych': Gdynia – ciepłe pączki.


Pączki w Gdyni w większości nie były okrągłe i dobrze, gdyż wydawały się większe;). Nadzienia (brzoskwiniowe, wiśniowe, toffi, śliwkowe, czekoladowe, malinowe etc.)
i kolory miały rozmaite! Patrząc za ladę miało się ochotę spróbować każdego, ale wiadomo…. nie bylibyśmy w stanie;) A. najbardziej smakowały te z wiśniami oraz z brzoskwiniami. Ta druga pozycja również mnie najbardziej przypadła do gustu, chociaż dla mnie smaku nadawał sam pączek (ciasto), który był ciepły. Przez to smakował nieco inaczej, specjalnie (trochę jak ciasto, trochę jak racuchy). Ciepły paczek to inny pączek – lepszy, chociaż chyba nawet bardziej słodki. Przynajmniej te z Gdyni takie były.


























Z pączkowymi wspomnieniami A. wiązał się też spory zawód, mianowicie nie mogliśmy natrafić (a byliśmy tam dwa razy) na pączka z nadzieniem chałwowym (ponoć liga mistrzów, wśród pączków). Widocznie ten smak jest szczególnie rozchwytywany. Cóż, mamy przynajmniej kolejny cel na Pomorzu;)

























W Gdyni, przy ul. Świętojańskiej, zaraz naprzeciwko Skweru Kościuszki, miejsca z ciepłymi pączkami są dwa – Pączkarnia i Pączuś. Znajdują się one praktycznie obok siebie (przedziela je między innymi knajpka z makaronami – wyglądała ciekawie), co daje podwójną dawkę przyjemności! My nie będziemy ich porównywać, pisać gdzie było lesze (z lektury wynika, że Pączuś jest tam o wiele dłużej, zaś drzewiej stał na miejscu.... Pączkarni!). 
Najlepiej samemu wypróbować oba miejsca – pączek dużo nie kosztuje, a mnogość ich nadzień sprawi, ze nie poprzestaniecie tylko na jednym;).


Podsumowując: dla każdego łasucha, który jest w Gdyni – obowiązkowo!

Smacznego!

A i Jul (nienajedzeni)

---------------------
PĄCZUŚ,
ul. Świętojańska 18
GDYNIA, POLSKA
--------------------
--------------------
PĄCZKARNIA
ul. Świętojańska 20
GDYNIA, POLSKA
--------------------

czwartek, 12 września 2013

Barbados nad Bałtykiem? Hmmm.....


                Na początek całkowicie-niezwiązany-z-wpisem żart:


Kubuś Puchatek i Kłapouchy siedzą przy ognisku i jedzą szaszłyki. W pewnym momencie Kłapouchemu zebrało się na zwierzenia:
- Wiesz Kubusiu... ja to właściwie nie lubię Prosiaczka – zagaduje Kłapouchy
- To nie jedz.. . odpowiada Puchatek 

:)  A teraz już do sedna…
__________________________________________________

Ciąg dalszy pomorskich smaków. Przy okazji jednej z poprzednich relacji, zdradziłem nasz jedzeniowy plan minimum jaki mieliśmy z A. podczas pobytu nad morzem. Przewidywał on rybkę i zupę rybną. To wszystko udało nam się zjeść i opisać już za poprzednim razem, także mogliśmy zacząć próbować innych rzeczy. Fakt, temat ryb nie został wyczerpany do końca i w dzisiejszym wpisie powraca za sprawą zupy rybnej (czyżby?), ale o tym za chwilę.


Restauracja Barbados mieści się praktycznie naprzeciwko Głównego Dworca PKP w Gdańsku. Po przejściu podziemiami, wygłodniali turyści trafiają właśnie na to miejsce. Lokalizacja jest więc bardzo dobra. A Jak u nich z jedzeniem? My wypróbowaliśmy następujące dania:

  • zupa/krem imbirowo - marchewkowy / 7.50
  • zupa rybna / 5
  • pierś z kurczaka na szpinaku z sosem z lazura / 19.5
  • spaghetti z pomidorami Pelati z kurczakiem, cukinią i oliwkami / 19.5

Krem imbirowo - marchewkowy był delikatny z wyraźnym (może nawet nazbyt wyraźnym) posmakiem imbiru. Słodkawy z dodatkiem prażonych migdałów i pestek dyni. Jak ktoś ma ochotę na coś lekkiego, wyraźnego w smaku to śmiało może sobie taką zupkę zamówić. 



Naszym zdaniem to całkiem dobra pozycja, która jednak w dużej ilości, przez swoją jednostajność smakową robi się nieco mdła. Było poprawnie, chociaż spodziewaliśmy się czegoś bardziej wykwintnego.


Zupa rybna była chyba najmniej udanym daniem, jakie zjedliśmy w Barbadosie. Warto odnotować fakt, że była ona polecana jako zupa dnia, co może nam nieco wyjaśnić jej słabą formę (przecież jakiejś zjawiskowo dobrej i bogatej w ryby zupy nie serwowanoby za 5 złotych, prawda?;)). Właściwie z rybą nie miała ona nic wspólnego. Smakiem nawiązywała raczej do warzyw, koperku, będąc przy tym bardzo słoną. Ryba miała być zawarta w specjalnej wkładce w postaci takich (o takich! ----> O), niedużych klopsików. Powiedzmy sobie szczerze, ryby musiało być tam niewiele.



Dostaliśmy co prawda zapewnienie, że rybka została zmielona i uformowana w te kulki (----> O ), jednak mnie to się bardziej kojarzyło w namoczoną bułką z dodatkiem jakiegoś mięsa. Zupa co prawda była w specjalnej cenie, jednak wolelibyśmy zjeść zamiast niej coś innego, nawet droższego o te kilka złotych, ale przede wszystkim - lepszego!

Przyjrzyjmy się daniom głównym. Pierś z kurczaka poprawna, dobrze doprawiona i soczysta, a to jest w przypadku tego mięsa najważniejsze. Zresztą, aby zepsuć kurczaka, trzeba by się chyba specjalnie postarać (najłatwiej można go przesuszyć), także to jest zawsze takie najbezpieczniejsze danie. Niestety, ciągle też w naszym kraju najpopularniejsze. Sos, stworzony na bazie lazura (sera, jakby ktoś coś....;)) był bardzo smaczny. Znamy już dobrze ten smak i bardzo lubimy! Szpinak dobry, chociaż w mojej ocenie mógł być bardziej doprawiony. A. jednak nie narzekała, a to było bardziej jej danie;). Ba, lazurowy sosik jadła potrząsając uszami;)



Największy zarzut mieliśmy jednak do ziemniaków. Przyznam, że chyba jeszcze nie zetknąłem się 
z czymś takim, aby ziemniaki były tak strasznie gumowate i wysuszone. Widocznie musiały leżeć długo w wodzie, zanim zostały podane, tylko pytanie dlaczego? Co jak co, ale ugotować ziemniaki na czas to chyba nie problem, prawda?



Moje spaghetti z opisu w karcie dań wyglądało smakowicie i niestandardowo, jednak kiedy go spróbowałem - czar prysł. Smak nie oddalał się za bardzo od tradycyjnego bolognese, za którym średnio przepadam. Szkoda. Popracowałbym na makaronami, gdyż dobrych a co najważniejsze - ciekawych makaronów w restauracjach nigdy za wiele. Oczywiście, jeśli ktoś lubi bolognese to spokojnie może zamawiać, pewnie mu posmakuje.



Deseru nie braliśmy, gdyż mimo wszystko się najedliśmy. No dobra, w drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Fajne Baby!;).


Reasumując, do Barbadosu zajrzeć można. W menu było jeszcze kilka pozycji, jakich chcieliśmy spróbować, jednak biorąc pod uwagę tylko to, co znalazło się na naszym stole, szału nie ma. Bywa smacznie (pierś z kurczaka ze szpinakiem + sos z lazura!), poprawnie (spaghetti z pomidorami Pelati, krem imbirowo - marchewkowy)) ale też nijako (zupa rybna) a czasem wręcz źle (ziemniaki!). W Gdańsku konkurencja duża, także lepiej dopracować wychodzące z kuchni dania.


A! Jeszcze jedna, ważna informacja. Barbados to również (a może przede wszystkim) mini browar, z ważonymi na miejscu piwami. Niestety, żadne z nas ich nie próbowało, dlatego nic więcej o tym nie napiszemy. Trzeba wypróbować samemu!

Smacznego!

A i Jul (nienajedzeni)


------------------
BARBADOS
ul. Karmelicka 1
GDAŃSK, POLSKA
------------------

czwartek, 5 września 2013

Ach te Baby, babeczki... !


Kręcąc się któregoś dnia po gdańskim Głównym Mieście, całkiem przypadkiem natrafiliśmy na Fajne Baby! Lokalik zachęcał otwartymi drzwiami i fajną nazwą. Akurat byliśmy po obiedzie, ale deseru nie jedliśmy, więc bez zbędnych rozmyślań weszliśmy do środka. To była słuszna decyzja, ojjj słuszna!

Przede wszystkim – w tych babeczkach czuć naturalność i wysoką jakość produktów. Jedliśmy już tego typu smakołyki i były one strasznie słodkie a w smaku dało się wyczuć chemię (kremy robione z półproduktów). Tu od razu, już po pierwszym kontakcie z kolorową babeczką czuliśmy posmak np. masła, co dało nam do zrozumienia, że prawdziwe masło musiało być użyte. Nie jakieś proszki z dodatkiem E czy tego typu rewelacji. Do tego mięciutkie, świeże ciasto, które wręcz rozpływało się w ustach (fakt, tekst jak z folderu reklamowego ale tak było;)).


















W babeczkach od Fajnych Bab krem jest.... kremowy. Bardzo kremowy! Delikatny i nie na tyle słodki, aby nie móc zjeść babeczki do końca. Wręcz przeciwnie. Po jednej mieliśmy ochotę na następną. Te babeczki uzależniają! W każdej znajduje się miła niespodzianka w postaci owocowego nadzienia. I właśnie do nich odwołują się poszczególne nazwy, gdyż krem już tak bardzo się smakiem nie różnił w próbowanych przez nas babeczkach (może poza wyjątkiem gruszkowej). Dla niektórych może być to zarzut, dla nas jednak było to mało istotne, gdyż smak tych kremów był pyszny. No, zachwyt po prostu:)


Babeczka gruszkowa - 
mnia a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a am




Babeczka morelowa - 
mnia a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a am




Babeczka śliwkowa - 
mnia a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a am




Babeczka figa z makiem - 
mnia a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a a am


Jeśli jesteście akurat w Gdańsku bądź jego pobliżu, to jedźcie tam natychmiast! My, jeszcze w tym roku postaramy się to zrobić:)

Smacznego!

A i Jul (nienajedzeni)


------------------------
FAJNE BABY!
ul. Świętojańska 70/71/1 róg Lawendowej
GDAŃSK, POLSKA
------------------------