Nasz pobyt w górach dobiegł końca.
Trzeba było się pożegnać z górami, nartami, oscypkami
w samochodzie o pustym żołądku. Pytanie tylko, gdzie te żołądki napełnić?
Przyznam, że odpowiedź na to pytanie była nam znana już wcześniej. Na fali popularności burgerów, nie bacząc na niezbyt dogodną porę do jazdy samochodem, oraz na śnieg pokrywający wszystko wokół, ruszyliśmy do Krakowa. Dokładniej na ul. Mikołajską, do Moaburger. Lokal jest niewielki, kilka stołów, blat z krzesłami, bar i ubikacja (kuchnia oczywiście także, acz schowana), jednak w porównaniu do niektórych miejsc,
w których są podawane burgery, można w Moa naprawdę wygodnie zjeść. Przynajmniej w tygodniu, o godzinie piętnastej. Burgery w menu wszelakie, ciężko było wybrać. W imię eksperymentów z jedzeniem, można by wziąć oczywiście po dwa na osobę, jednak ich wielkość spokojnie pozwoli zaspokoić głód za pierwszym podejściem.
Po kilku minutach wnikliwego studiowania menu, zdecydowaliśmy się na konkretne burgery. Oto nasze zamówienie (cena w PLNach):
- MoaBurger (200g mięsa wołowego, boczek, ser edamski, burak, ananas, sałata, pomidor, ogórek, czerwona cebula, sos pomidorowy, majonez) / 23
- Spiced Lamb (mięso jagnięce, chilli sos, cebulowe bhaji, jogurt miętowy, sałata, pomidor, czerwona cebula, pomidorowy relish, majonez) / 23
- Milkshake / 9
- Nestea / 6
Już od pierwszych kęsów wiedziałem, że Moa to miejsce szczególne, jeśli chodzi o burgery. Te połączenia składników, jakie tam występują, imponują już na papierze. W momencie jedzenia jest jeszcze lepiej. Przyznam, że miałem obiekcje do buraka w burgerze, jednak podczas jedzenia zniknęły one natychmiast. Fajnie komponował się z wołowiną.
Cudowne, soczyste mięso, obowiązkowo różowe w środku, chrupiące plastry boczku, smaczne ogórki i słodki ananas, wspaniale się ze sobą łączyły pod podniebieniem. Właśnie, ananas! Co prawda owoc ten występuje w wytrawnych przecież pizzach, jednak jego obecność w burgerze mnie lekko zdziwiła. Następnie zdziwienie zamieniło się w zachwyt, gdyż dzięki plastrom ananasa, smak burgera był inny, niepowtarzalny.
Drugi burger, wybrany przez A,
oczywiście również zachwycał. Jagnięcina dobra, soczysta, jednak
w tym burgerze wrażenie robiły składniki. Było ich dużo i
niektóre były naprawdę egzotyczne. Na przykład plaster cebulowego
bhaji. Smakiem i konsystencją przypominało to nieco kotleta
sojowego. Ten składnik wzbudził u nas największe kontrowersje.
Niby dobre, coś nowego, a jednak smak dodanego tam curry, trochę za
bardzo wpłynął na całość burgera. Niewyczuwalny był natomiast
jogurt miętowy, którego byliśmy niezwykle ciekawi. Zdecydowanie
jednak więcej w tych burgerach było smaków pozytywnych, po prostu
dobrych. Zarówno A, jak i ja, byliśmy zadowoleni z naszych wyborów,
chociaż te i tak były podjęte wspólnie. Wiadomo, zawsze lepiej
się zamienić i spróbować więcej:).
Jeszcze słowo o bułkach. Dobre, acz
nieco płaskie pieczywo,
w niczym nie przypominało standardowych, hamburgerowych bułek. I dobrze, gdyż na tym tez właśnie polega sukces dzisiejszych, prawdziwych burgerów. Są robione z prawdziwych, świeżych, dobrej jakości produktów. W przypadku bułek często są one robione na specjalne zamówienie.
w niczym nie przypominało standardowych, hamburgerowych bułek. I dobrze, gdyż na tym tez właśnie polega sukces dzisiejszych, prawdziwych burgerów. Są robione z prawdziwych, świeżych, dobrej jakości produktów. W przypadku bułek często są one robione na specjalne zamówienie.
Do burgera, A zamówiła koktajl o
smaku piernikowym. Koktajle jak zauważyliśmy za barem, są przygotowywane z
gotowych syropów, czego A się nieco obawiała. Jednak ich smak
(przynajmniej w przypadku tego konkretnego) jest bardzo dobry.
To było wspaniałe zwieńczenie
górskiego obżarstwa. Gdzież indziej mogliśmy zjeść ostatni posiłek w
Małopolsce jeśli nie w stolicy województwa. Było pysznie!
Postscriptum: Dla tych co lubią burgery, mamy dobrą wiadomość! Niebawem będzie ich tu więcej, także serdecznie zapraszamy do śledzenia naszego bloga! :)
Smacznego!
-------------------
MOABURGER
ul. Mikołajska 3
KRAKÓW, POLSKA
-------------------
A i Jul (nienajedzeni)
Zalalam się sliną i ludzie w tramwaju patrzą na mnie z obrzydzeniem, dzięki za soczysty wpis :D
OdpowiedzUsuń:):) Cieszy nas to bardzo (że narobiliśmy Ci smaka:)). Życzymy Tobie i nam, abyś zalewała się śliną po każdym wpisie;). A jeśli tak działają na Ciebie burgery, to już niedługo będzie okazja...
OdpowiedzUsuń